Ser-skrót #14, czyli skrót seriali
Skrótowe podsumowanie oglądanych przez Myszę seriali.

Ten długi wstęp jest swoistym “apologies” wystosowanym do Drogiego Czytelnika. Żeby wiedział, że Myszy nie jest zwierzęciem mściwym, a jedynie leniwym. Prowadzenie bloga to ciągła wewnętrzna walka Mysiego “niekcem misiem” z potrzebą pisania o popkulturze. Nie zawsze jest to walka przyjemna. Ale chyba warto ją prowadzić.
Zapraszam więc ponownie na – miejmy nadzieję, znów regularne – streszczenie seriali. W tym tygodniu ze skrótu odpada serial Criminal Minds, bo Mysz zdała sobie sprawę, że procedurale są jak komedie: trudno opowiedzieć o co chodzi, bez albo strasznych spoilerów, albo drętwego donoszenia kto, kogo i dlaczego. Poza tym Criminal Minds ma tendencję do ciągów naprawdę słabych odcinków, by potem zaskoczyć czymś wspaniałym. Jeśli coś takiego nastąpi, być może wrócę do serialu. Gwarancji jednak nie ma.
PS. Podobno oficjalnie skasowano serial Smash. Mysz to niezmiernie smuci, bo serial lubi, a z drugiej strony cieszy, bo w ten sposób zrobi się więcej miejsca na inne seriale. Hm, może Defiance, choć to znienawidzone przez Mysz sci-fi?… Thoughts?
Miłego czytania. Jak zwykle ostrzegam: post PEŁEN SPOILERÓW.
EDIT: Post chwilowo niezbetowany.
Sobota 06.04.13
Smash 2×10 – The Surprise Party
– uparte skłócanie Ivy i Toma co drugi odcinek zaczyna mi już serdecznie grać na nerwach. Mysz lubi gdy w serialu są pewne relacje, które są stałe i (w miarę) niezmienne. Służą one wtedy jako emocjonalna kotwica dla widzów, w zalewie rozpadów związków, kłótni, rozwodów, romansów i różnych innych przygód, których doświadczają serialowe postacie. Taką kotwicą jest np. relacja Castle i Beckett w Castle‘u. W Smash taką relacją powinna być przyjaźń Toma i Julii, ale twórcy uparli się ciągle im rzucać kłody pod nogi. W drugiej kolejności kotwicę powinien stanowić związek Toma i Ivy, ale także tutaj scenarzyści muszą dorzucić swoje trzy grosze. Ich relacja powoli staje się coraz mniej wiarygodna.
– That being said, czyż Tom nie jest przeuroczy? Nie wiem jak Wy, ale gdyby ktoś sprawił, że Liza Minelli zaśpiewałaby specjalnie dla mnie napisaną piosenkę, to byłabym w stanie wybaczyć wszystko. Nawet to, że ktoś za moimi plecami zatrudnił moją matkę, by wspólnie ze mną grała na scenie. Ale akurat w wypadku MYszy sytuacja jest ciut prostsza, bo mimo iż Mamut Żeński nie należy do osób łatwych w odbiorze, Mysz pozostaje z nią w dobrych – choć intensywnych – stosunkach. Ale nie o mnie miało być.
– na froncie menage trois między Karen, Jimmym i Derekiem jak zwykle wybuchają fajerwerki i to nie z tego fajnego rodzaju. Mam serdecznie dosyć kolejnych wybuchów Jimmy’ego. U Dereka mi one nie przeszkadzają – wiadomo, że ta postać zachowuje się tak od dawna, poza tym ma do tego pewne prawa (jako wielki imć pan reżyser), no i ma też tę słodką, sympatyczną stronę (życzenia urodzinowe dla Ivy). Natomiast Jimmy praktycznie nigdy nie pokazuje swojej dobrej strony, no chyba, że chce się dobrać do majtek Karen. Czy on w ogóle ma dobrą stronę? Jest pewna granica między napisaniem genialnego dupka o złotym sercu, a napisaniem genialnego dupka. Mam wrażenie, że w tej kwestii scenarzyści Smash skiepścili sprawę.
– Cieszy mnie natomiast powoli rodzący się romans między Julią a Scottem. Naprawdę lubię – mimo wszystko – postać Julii i życzę jej jak najlepiej. A Scott jest przemiłym, przeuroczym, dowcipnym facetem. Pozostaje tylko pytanie kiedy scenarzyści dopiszą mu jakiś idiotyczny, konfliktowy wątek. Na przykład złego brata bliźniaka z amnezją. Albo sekretny harem zamawianych przez Internet arabskich żon. Naprawdę, po twórcach Smash można się spodziewać wszystkiego.
– odcinek zawodził tym bardziej, że choć piosenka “Original” była urocza (i fajnie wystawiona) brzmiała zbyt jak kawałek Taylor Swift, by pasować do Smash. Nie że mam coś do panny Swift – akurat bardzo lubię jej piosenki. Ale nie w “poważnym” serialu o musicalach. A już coveru “Bittersweet Symphony” (jednej z Myszy ukochanych, kultowych, nie-cover-owalnych piosenek) to im nigdy nie wybaczę. Jego płaskie, zupełnie nijakie wykonanie nijak się ma do mocy oryginału. Szkoda.
Podsumowując: przestaję się dziwić, dlaczego krąży plotka, że serial został skasowany. Pozostaje mieć nadzieję, że któryś z pozostałych (bodajże) 7 odcinków zdąży nam wynagrodzić ten ostatni spadek formy.
Niedziela 07.04.13
Shameless 3×12 – Survival of the Fittest
– Skoro o Karen mowa: jak to dobrze, że wyjechała z Jodym. Najlepiej niech już nie wraca. Jody wrócić może (łaskawa Mysz, mogła zabić)
Poniedziałek 08.04.13
The Following 1×12 – The Curse
Przykro mi donieść, że zdaniem Myszy The Following się ostatnio mocno opuścił. Okej, mieliśmy powrót postaci Mike’a Westona *ściska go*, emocjonującą konfrontację między zarówno Emmą i Claire, jak i Joe i Ryanem… ale poza tym w odcinku nie zobaczyliśmy właściwie nic nowego. Roderick i Joe coraz bardziej się od siebie oddalają, Claire naturalnie wciąż nie może się przekonać do dobrych intencji Joe, Ryan obwinia się za śmierć wszystkich ludzi (dosłownie, wszystkich. Na całej ziemi. Nie tylko jego bliskich), Joe i Emma znów ze sobą kręcą… to wszystko już było.
Bates Motel 1×04 – Trust Me
Czwartek 11.04.13
Glee 4×18 – Shooting Star
Podobno wokół tego odcinka narosły ogromne kontrowersje, związane z niedawnym incydentem z bronią w Newton. Według amerykańskiej opinii publicznej Ryan Murphy zbyt wcześnie wypuścił ten odcinek, nie odczekawszy odpowiednio dużo czasu. Wiem, że mogę nie mieć prawa się wypowiadać na ten temat, bo przecież nie dotyczy mojego kraju, ale… no właśnie, „ale”. Czy kiedykolwiek jest dobry moment, by mówić o nastolatkach przynoszących do szkoły broń i nie daj Boże wykorzystujących ją do niemoralnych celów?… nie. Wokół filmów/seriali o tej tematyce (Elephant, Bowling for Columbine, Beautiful Boy) zawsze będą narastać kontrowersje. Ukłon w stronę Murphy’ego, że po raz kolejny odważył się głośno mówić o trudnym temacie. Zwłaszcza, że akurat temat ten został – jak na Glee – wyjątkowo sprawnie i taktownie omówiony.
Hannibal 1×02 – Amuse-Bouche
Piątek 12.04.13
Da Vinci’s Demons 1×01 – The Hanged Man
Mysz nie wie co myśleć o tym serialu. Od zawsze miałam ogromne problemy z serialami historycznymi. Te dziejące się w starożytności – jak Spartacus – jeszcze są w porządku. Za to im dalej w historię, tym bardziej Mysz się gubi: w intrygach, polityce, spiskach, koligacjach rodzinnych, mariażach, mezaliansach, itd., itp.
Spartacus: War of the Damned 3×10 – Victory
Nie. Nie mogę. Po prostu nie mogę. Na samą myśl o zrecenzowaniu tego odcinka znowu chce mi się płakać. Wszystko było idealne i dobrze o tym wiemy: śmierć ukochanych postaci, w tym Spartakusa, sceny bitewne, pożegnania, wspomnienia Sury (wstążka!), przeżycie Agrona i Nasira (TAK! In your face, homofoby!… *kaszl* Ktoś coś mówił?), napisy końcowe z Andym Whitfieldem… no po prostu idealne zakończenie świetnego serialu. Absolutnie bezbłędne. I tyle.
To tyle na dziś, kochani.
See you all next week.